Szansa jedna na milion, która sprawdza się w dziewięciu przypadkach na dziesięć

Schody do Senatu RP

Ktoś mi przed moim startem w wyborach powiedział, że właściwie to nie wie, jak szacować wynik, który mógłbym uzyskać, a który mógłby być uznany za "żenujący". Bo przecież stanąłem do wyborów, w których obok mnie są przedstawiciele największych partii politycznych w Polsce. Partii, które dysponują wielkimi budżetami, strukturami, twardym elektoratem. Ja takich zasobów nie mam. Jeśli mandatu nie zdobędę, to będzie to "no news", czyli nic nadzwyczajnego w takiej sytuacji. Nawet jeśli zyskam tylko kilka głosów, to też nie będzie to wynik "żenujący". Newsem będzie tylko to, że pokonałem konkurentów z dwóch wiodących partii politycznych, że zrobiłem to w Warszawie, czyli tam, gdzie startują liderzy wszystkich partyjnych ugrupowań, robiących za wyborcze lokomotywy. To istotnie byłby news. Czy mam jakiekolwiek szanse?

Zbyszek Łukasiak napisał w serwisie Facebook:

Problemem Vagli w tych wyborach będzie samospełniające się "nie będę na niego głosował, bo on nie ma szans, nie będę marnował głosu".

Jestem przekonany, że Piotr w pojedynku wygrałby zarówno z kandydatem PO jak i PISu (a teraz już wiemy, że innych nie będzie) - bo część ludzi będzie głosowała specjalnie na niego, a ci którzy głosują przeciw komuś również w takiej sytuacji głosowaliby na niego. Takich co będą głosowali przeciw Piotrowi będzie chyba znikoma ilość. Niestety nie będzie tutaj 'drugiej tury' i żadnych jeden na jeden. Trzeba będzie ludzi przekonać, że jednak Vagla ma szanse.

No i jak do tego podejść? Trzeba analizować.

W 2011 roku startowało w moim okręgu troje kandydatów: Bielecki Krzysztof, Pociej Aleksander August, Waniek Danuta. Otrzymali oni wówczas - odpowiednio - 70 315, 99 358 i 50 197 głosów, co przekładało się na procenty w sposób następujący: 31,98%, 45,19% i 22,83%.

W tych wyborach nie startuje w moim okręgu p. Danuta Waniek, ale do wyborów stanęli ówcześni jej konkurenci.

Wedle sondaży przedwyborczych z 2011 roku - Platforma Obywatelska miała 39,5% poparcia, a Prawo i Sprawiedliwość 29,1% poparcia.

Poparcie dla PiS w okręgu 45 jest mniej więcej stałe i wynosi około 30%. Poparcie dla PO się zmienia.

W jednomandatowych okręgach wyborczych zwycięzca bierze wszystko. Trzeba dostać o jeden więcej głosów niż inni konkurenci. Gdy startuje trzech kandydatów, to do wygranej nie wystarczy 33% poparcia.

Sondaże nie są dla mnie istotne (od początku startu w wyścigu do mandatu senatorskiego powtarzam, że mam tylko jedną szansę na milion, że taki mandat zdobędę, a wiadomo, że szanse jedna na milion sprawdzają się w dziewięciu przypadkach na dziesięć), ale skoro już się bawimy w jakieś wróżby i próbujemy podejmować decyzje w oparciu o jakieś przesłanki (dane historyczne i te, które wynikają z badań opinii publicznej), to bawmy się.

W nadchodzących wyborach będzie startowało nas trzech. Pan Pociej z list PO, Pan Bielecki z list Prawa i Sprawiedliwości oraz ja. Ja startuję wystawiany przez Komitet Wyborczy Wyborców. Jestem kandydatem niezależnym, nie jestem związany z żadną partią polityczną. Zadeklarowałem, że będę wspierał każdą, partię lub frakcję, która przyjmie moje cztery priorytety. Moja kandydatura nie jest niemiła dla szeregu partii politycznych, które biorą udział w tym wyścigu, a które nie wystawiły w moim okręgu żadnego kandydata do Senatu. Część z tych partii uznała nawet za stosowne wprost wyrazić poparcie dla mojej kandydatury. Prawo i Sprawiedliwość i Platforma Obywatelska takiego poparcia dla mnie wyrazić nie mogły, bo mają przecież swoich kandydatów, więc muszą zachować spójność i mobilizować swój elektorat. Można też przypuszczać, że startując w wyborach przeciwko sobie partie raczej nie będą popierały kandydatów konkurencyjnych ugrupowań.

Jak zatem wygląda sytuacja?

Pan Krzysztof Bielecki zdobędzie poparcie elektoratu Prawa i Sprawiedliwości, więc pewnie będzie to około 30%. Pytanie brzmi: ile zdobędzie Pan Pociej? To zależy od tego, jak wygląda dziś sytuacja Platformy Obywatelskiej w oczach wyborców. Osiem lat rządów potrafi dać w kość, a do tego wszystkie te cuda na kiju w kwestii kampanii prezydenckiej, referendum i inne jeszcze sprawy. W efekcie PO cieszy się dziś poparciem około 22% wyborców. Ale w Warszawie Platforma Obywatelska jest silniejsza niż Prawo i Sprawiedliwość.

Jeśli zagłosują na mnie wszyscy ci, którzy w 2011 roku zagłosowali na p. Danutę Waniek - będę miał ok. 23% poparcia. Z twardego elektoratu Prawa i Sprawiedliwości pewnie nie wyjmę nic (chociaż członkowie PiS też się podpisywali na moich listach poparcia kandydata i dostałem wiele życzliwych słów z tego środowiska). Moją kandydaturę popierają ostrożnie niemal wszystkie partie, które brane są pod uwagę w sondażach, poza tymi dwoma, które wystawiły w moim okręgu kandydatów.

Wedle sondaży (nie chodzi o szczegóły i liczne punkty po przecinkach, tylko o ogólny obraz): Zjednoczona Lewica to dziś ok. 9%, KUKIZ'15 to dziś ok. 6%, .Nowoczesna to ok. 6%, Korwin to ok. 3%. W wyborach startuje też partia Razem. Aby wygrać muszę przejąć głosy Pana Pocieja. Jeśli popularność ugrupowania, które wystawia Go do Senatu spada, wyborcy, którzy nie chcą zagłosować na Prawo i Sprawiedliwość mogą chcieć zagłosować na mnie. Ci wszyscy, którzy teraz deklarują "turystykę wyborczą" i chcą (miłe to bardzo) przyjechać do Warszawy i oddać na mnie swój głos, będą - w ogólnym zestawieniu - stanowili tylko niewielki procent wyborców. Natomiast jeśli popularność Platformy Obywatelskiej spadnie w dniu wyborów poniżej 30% spośród tych, którzy zechcą w ogóle wziąć udział w wyborach w Warszawie, to mogę uzyskać mandat senatorski.

Czy mam szansę go uzyskać? Jak mówią w Wielkiej Brytanii: "opera się nie kończy, dopóki gruba baba śpiewa".

Nie dysponuję żadną strukturą organizacyjną, nie jestem członkiem żadnej partii. Jestem zwyczajnym obywatelem, który postanowił skorzystać z biernego prawa wyborczego w wyborach do Senatu. Jestem prawnikiem, mam doświadczenie przydatne w pracy w Senacie. Istotne jest dla mnie dobro wspólne, nie zaś partykularny, partyjny interes. Zabiegam o prawa obywatelskie, o dostęp do informacji publicznej, o to, by prawo w Rzeczypospolitej Polskiej powstawało w oparciu o dowody.

Kreśląc moją sylwetkę w Gazecie Wyborczej red. Ewa Siedlecka napisała w tekście Wirtual w realu, czyli VaGla do Senatu:

Nie ujawnia sympatii partyjnych, polityków ocenia według ich skłonności do jawności działania. I wszystkie partie ocenia pod tym względem równie krytycznie - choćby za to, że nie ujawniają w internecie swoich finansów.

Być może obywatele-wyborcy uznają, że poparcie przez nich takiego kandydata do Senatu jest w ich interesie.

Napieram. Walczę do końca. Zawsze. Właściwie, to nie mam nic do stracenia w tych wyborach i nawet jeśli mandatu nie wygram, to start w wyborach daje szanse na to, by na agendzie debaty publicznej postawić kilka ważnych spraw. A w dniu wyborów zdecydują wyborcy. Tak to, mniej więcej, wygląda.

Postulując podejmowanie decyzji w oparciu o dowody - powiem Wam czy się dostałem do Senatu RP, czy też się nie dostałem, po dwudziestym piątym października. Na razie mogę tylko powiedzieć, że te wszystkie twierdzenia, że nie mam żadnej szansy zebrania owych 2 tysięcy podpisów poparcia kandydatury, które konieczne były do startu w wyborach, okazały się nieprawdziwe.

Do otwarcia lokali wyborczych pozostało 37 dni.

PS
Powyższe rozważania i tak mogą być nieaktualne, ponieważ OKW zarejestrowała również kandydaturę p. Anny Kalaty. Teraz w wyborach do senatu w okręgu 45 bierze udział czworo kandydatów.