Dzień głosowania to nie wybory. One już trwają.

Wykres zbiórki podpisów

To nie jest tak, że wybory odbędą się w niedzielę 25. października 2015 roku. Wybory już trwają. Dlaczego? Dlatego, że jeśli teraz komitety wyborcze nie dadzą rady zarejestrować kandydatów w Państwowej Komisji Wyborczej, to tacy kandydaci nie pojawią się później na karcie do głosowania. Teraz zatem odbywa się pierwsze sito wyborcze. Jeśli zatem ktoś marudzi, że "znowu nie ma na kogo głosować", to najpewniej nie zrobił przed dniem głosowania nic, by jego kandydaci znaleźli się na karcie do głosowania i by miał na kogo głosować.

Na obrazku stan zbiórki podpisów na dzień 3 września 2015 roku. KWW Piotra Waglowskiego ma w rękach 286 podpisów. U jednego, drugiego czy trzeciego wolontariusza są jeszcze karty z zebranymi podpisami. Dziesięć, może dwadzieścia. Łatwo nie jest. Inne komitety też mają kłopot ze zbiórką podpisów. Być może poza tymi, które mają silne struktury (są takie dwa partyjne komitety, które są też bardzo hermetyczne, to znaczy, że ich zwolennicy nie podpiszą się na żadnej innej liście poparcia poza listą swojej partii).

Jak sygnalizowałem wcześniej - nie poszedłem na łatwiznę w tych wyborach i wybrałem najtrudniejszy podpisowo okręg. Tu mieszkają osoby starsze, które rzadziej można spotkać na ulicy, tu też mieszkają osoby, które nocują w okręgu, ale wpisani są do rejestru wyborców gdzieś indziej: przyjechali do Warszawy do pracy lub na studia. Nikt mi nie może zarzucić, że poszedłem na łatwiznę.

Aby łatwo zebrać podpisy w okręgu trzeba mieć sieć "agentów". Partie załatwiają to w taki sposób, że na określony znak sieć członkowska po prostu zbiera podpisy. Oznacza to, że partie budują swoje sieci członkowskie. Robią to cały czas, nie tylko tuż przed wyborami. Im większa sieć członkowska, tym szybciej potrafi zebrać podpisy. Jeśli w okręgu jest kilka tysięcy członków partii - po pierwszym telefonie, albo po pierwszym mailu do nich wysłanym - komitet partyjny ma zbiórkę załatwioną. Ale i tak niektóre partie mogą mieć kłopot z zebraniem wymaganej liczby podpisów w takim okręgu, jak mój.

Ten próg podpisowy jest dla wielu trudny do przeskoczenia. Stąd u niektórych pokusa, by pójść na skróty i np. sfałszować podpisy. Dlatego na niektórych listach podobno pojawiają się podpisy osób, które zmarły. Być może zostały przepisane z list z poprzednich wyborów. Dlatego też potem policja czasem chodzi po ludziach i sprawdza, czy rzeczywiście to pan/pani podpisał(a) się na liście poparcia danego kandydata. To oczywiście nie zwiększa zaufania obywateli do tego typu aktywności. Wielu nie chce zostawiać obcym ludziom swoich danych. Nie wiadomo, co z nimi potem zrobią.

Jedni nie podpisują dlatego, by nie ułatwiać konkurentom politycznym. Inni zaś wręcz przeciwnie - podpisują nawet kilku potencjalnym kandydatom. Wiedzą, że poparcie jednego nie wyklucza poparcia dla innego, a życie sąsiedzkie przez takie poparcie kwitnie w mniej konfliktowej atmosferze (konflikty mogą polegać m.in. na wypowiadaniu frazy: "a wyście mojemu synowi w zeszłych wyborach nie podpisali!"). Generalnie jednak wybory antagonizują ludzi. Wybory generują konflikt, zamiast tworzyć wspólnotę.

W przypadku niezależnego kandydata, czyli kandydata wystawianego do wyborów przez komitety wyborczy wyborców, komitet musi zebrać dwa tysiące podpisów popierających kandydaturę takiego kandydata, a podpisy muszą pochodzić od wyborców w danym okręgu. Warto pamiętać, że nie wszyscy wpisują dane czytelnie, nie wszyscy nagabywani podają prawdziwe dane (czasem nie potrafią odmówić agitującemu, ale prawdziwych danych podać również nie chcą), nie wszyscy pamiętają o tym, by podać wszystkie potrzebne dane. Część podpisujących się na liście nie ma pojęcia o prawie wyborczym, więc może się zdarzyć, że podpiszą się osoby, które nie znajdują się w rejestrze wyborców w danym okręgu. Oznacza to, że zbierający podpisy muszą w istocie zebrać więcej, niż liczba wymagana ustawą. Państwowa Komisja Wyborcza będzie potem bacznie przyglądać się tym podpisom i część z takich podpisów "odpadnie". Na koniec musi być ich przynajmniej dwa tysiące, by dany kandydat w danym okręgu był w istocie kandydatem i by jego nazwisko znalazło się następnie na karcie do głosowania.

Jeśli w dniu wyborów utyskujesz, że "znowu nie masz na kogo głosować", to najprawdopodobniej dlatego, że kilka miesięcy przed dniem głosowania nie zrobiłeś nic, by w dniu głosowania mieć swojego kandydata na karcie do głosowania w swoim okręgu.

Ci spośród współobywateli, którzy są zaangażowani jakoś w życie publiczne, na przykład w ten sposób, że należą do tej lub innej partii politycznej, na sygnał tej partii mobilizują się i robią wszystko, by ich kandydaci na karcie do głosowania się znaleźli. Oni mają na kogo głosować i też są obywatelami.

Wybory wcale nie odbywają się w dniu 25. października. One już trwają. Jeśli nie interesujesz się tym co się dzieje teraz - potem będziesz miał tylko taki wybór, jaki przygotują Ci aktywniejsi od ciebie. Komitety muszą zarejestrować kandydatów do północy dnia 15 września 2015 roku. Kto nie będzie zarejestrowany, ten na tym etapie kończy przygodę ze swoim biernym prawem wyborczym nie zostając nawet kandydatem. Na karcie zaś wyborczej będą tylko ci kandydaci, których aktywni obywatele poparli w odpowiednim do tego czasie. Teraz jest ten czas.

Mając 286 podpisów i 12 dni na zebranie dwóch tysięcy z konieczną nadwyżką (a mówimy o podpisach wyborców tylko z okręgu wyborczego): jedna osoba musiałaby zbierać 167 podpisów dziennie, dwie osoby 84 podpisy dziennie, cztery osoby 42 podpisy dziennie, osiem osób 21 podpisów dziennie, zaś szesnaście osób 11 podpisów dziennie (w 12 dni uzbierałyby 2112 podpisów). Sto osób zaangażowanych w zbiórkę podpisów, z których każda zebrałaby 10 podpisów dziennie, uzbierałoby 2 tysiące w dwa dni. Jedna osoba, która zbiera około 30 podpisów dziennie, uzbiera 2 tysiące w 67 dni. Tak to działa.

Punkty, w których można zostawić podpisane listy, lub złożyć podpisy popierające kandydaturę wspieraną przez Komitet Wyborczy Wyborców Piotra Waglowskiego.