Wczorajszy dzień, czyli społeczna kampania Piotra Waglowskiego na rzecz demokratycznego państwa prawnego

Piotr Waglowski w czasie warsztatów INSPRO

Start w wyborach do Senatu jest częścią większej całości. Wczoraj prowadziłem warsztat w ramach Kuźni Kampanierów. Wstrzykiwałem zapał w umysły aktywistów czerpiąc od nich energię do dalszej własnej walki wyborczej. Po całym dniu opowiadania o swoich kampaniach na rzecz zwiększenia dostępności informacji publicznej, tworzenia podstaw dla analityki publicznej w Polsce, udostępniania orzeczeń sądowych oraz poprawy jakości tworzonego w Polsce prawa odwiedziłem ul. Myśliwiecką, gdzie o godz. 22:00 wystąpiłem w RDC u redaktora Roberta Łuchniaka. Tam opowiedziałem o swoich przemyśleniach na temat nadchodzącego referendum i podzieliłem się wrażeniami z prowadzonej kampanii wyborczej do Senatu. Cały dzień gadania na temat tego, co robiłem przez ostatnie lata. Bo ja biorę udział we własnej kampanii społecznej na rzecz demokratycznego państwa prawnego. Kampania wyborcza do Senatu jest tylko elementem tej większej kampanii. Kampania ta zaplanowana jest na lata i od lat trwa. Konsekwentnie. W czasie tej kampanii podejmuję różne działania, nawiązuję współpracę z różnymi partnerami, uczestniczę w różnych projektach. One wszystkie składają się na wspólny, spójny projekt. W czasie zbierania podpisów pytają mnie czasem, co właściwie do tej pory zrobiłem. No i mam z tym kłopot, bo nie wiem, jak to prosto opowiedzieć...

Kuźnia Kampanierów to obecnie fundacja powołana do podnoszenia wiedzy na temat prowadzenia skutecznych kampanii, poszerzanie i wzmacnianie sieci kampanierów i wymiana doświadczeń. Misją Kuźni Kampanierów jest wspieranie aktywistów prowadzących kampanie obywatelskie na rzecz dobra wspólnego. To moja druga wizyta na Kuźni. Pierwszy raz byłem tam dwa lata temu.

Dwa lata temu opowiadałem o ACTA i swoim zaangażowaniu w naświetlenie problemów z negocjacjami tej międzynarodowej umowy. Nie zgadzałem się wówczas (i dziś nadal się nie zgadzam), by by prawo w Polsce powstawało ponad głowami obywateli. Opowiadałem też o blokowaniu prac nad Rejestrem Stron i Usług Niedozwolonych, który projektowany był przez Ministerstwo Finansów. Również o podejmowanych wówczas działaniach na rzecz przejrzystości prawa autorskiego, historii zablokowania dyrektywy o patentowaniu oprogramowania czy intelektualnych happeningach związanych z naświetleniem przypadków naruszania przez państwo zasad praworządności i legalizmu, a także ograniczania wolności obywatelskich. Tu m.in. dwa przykłady: byłem inicjatorem doprowadzenia do zniesienia zakazu fotografowania w muzeach oraz zakazu dokonywania na własny użytek osobisty kopii dzieł gromadzonych w bibliotekach. W obu przypadkach moja argumentacja posłużyła do tego, by zakazy takie zostały uznane za klauzule aubuzywne i wpisane zostały do rejestru takich klauzul prowadzonego przez UOKiK.

Kiedy tworzy się uzasadnienia projektów ustaw po tym, gdy powstanie sam projekt ustawy - to nie jest dobra dla obywateli sytuacja.

Stanowiska negocjacyjne Polski w relacjach międzynarodowych również powinny być dla obywateli przejrzyste. W Polsce powinniśmy prowadzić debatę publiczną na temat tego, jak ma się zmieniać prawo europejskie. Tego się nie robi.

Działam jako obywatel. Nie jestem związany z partiami politycznymi. Angażuję się różne przedsięwzięcia. Na przykład w walkę o wolność słowa.

Bezpośrednio w związku z zamieszaniem ACTA sformułowałem elementy konstruktywnej agendy dla "postpolitycznego społeczeństwa informacyjnego". Partycypacja obywatelska, umożliwienie w Polsce crowdfundingu (liberalizacja zbiórek publicznych), wolny od ograniczeń re-use informacji publicznej. Sformułowane w 2012 roku tezy konsekwentnie realizuję. Tworzę opracowania i argumentuję na rzecz usprawnień udziału obywateli w życiu publicznym (por. Obywatelska inicjatywa legislacyjna i jej elektroniczne wsparcie). Udało mi się doprowadzić (oczywiście nie samodzielnie, a współpracując z innymi) do liberalizacji przepisów o zbiórkach publicznych. Prace nad ponownym wykorzystaniem informacji z sektora publicznego (re-use) jeszcze trwają.

W tym roku na Kuźni Kampanierów opowiadałem o innych projektach. Przez ostatnie dwa lata silniej koncentrowałem się na projektach fundamentalnych, a to w ramach swojej kampanii przeciwko anomii (przeczytaj: Niech rok 2013 będzie rokiem walki z anomią). Doszedłem wszak do wniosku, że zmiana społeczna jest możliwa tylko w długiej perspektywie i tylko podejmując prace u podstaw.

Opowiadałem zatem wczoraj Kampanierom, jak to doprowadziłem do tego, że Ministerstwo Sprawiedliwości stworzyło portal orzeczeń sądów powszechnych. Portal nie działa idealnie, ale bez moich działań prace rozpoczęto by być może 3-4 lata później. Nawiasem mówiąc: dostępne jest nagranie z konferencji prasowej, w czasie której występowałem obok dwóch ministrów sprawiedliwości - ministra .Jarosława Gowina oraz wiceministra sprawiedliwości prof. Jacka Gołaczyńskiego (wcześniej tłumaczyłem ministrom, że jeśli nie orzeczenia nie będą obywatelom udostępniane, to się włamiemy na serwery i sami sobie je weźmiemy, ministrowie zaś zrozumieli tę figurę retoryczną). Kan konferencję prasową MS zaproszonego mnie jako aktywistę, nie zaś jako osobę formalnie związaną z ministerstwem. Nagranie to przedstawia moje wystąpienie poświęcone koncepcji przejrzystości wymiaru sprawiedliwości, walce o to, by orzeczenia sądów w Polsce były dostępne dla obywateli, aby były udostępniane do ponownego wykorzystania informacji z sektora publicznego. Konferencja odbyła się w Ministerstwie Sprawiedliwości w dniu 20 czerwca 2012 roku:

Dostęp do orzecznictwa to przecież tylko fragment większej całości. Koncepcję dotycząca tego, jak obywatele mogą dzięki dostępowi do informacji i ponownemu jej wykorzystaniu realizować władzę zwierzchnią w Rzeczypospolitej Polskiej, przedstawiałem np. na Auli Polskiej:

Dostęp do informacji to też warunek niezbędny do tego, byśmy mogli mówić o rzetelnej debacie publicznej. Taka debata istotna jest zwłaszcza wówczas, gdy rozmawiamy o pieniądzach publicznych, które - jak uważam - są kluczem do demokracji:

Opowiadałem Kampanierom o moim wspieraniu Ministerstwa Gospodarki w pracach nad serwisem konsultacje.gov.pl, o tym, jak w ramach Obywatelskiego Forum Legislacji zabiegałem o stworzenie ustawy o procesie legislacyjnym, by prawa obywateli w procesie legislacyjnym były zagwarantowane. W ramach tych prac udało się doprowadzić do nowelizacji regulaminu pracy Rady Ministrów. Prace kontynuowałem w ramach Ministerstwa Sprawiedliwości, gdzie aktywnie zabiegałem o stworzenie projektu ustawy. Taki projekt został stworzony, ale nie nadano mu biegu. Podobne prace prowadziłem w Kancelarii Prezydenta, które również nie zyskały przychylności władz.

Prace nad projektem ustawy o procesie legislacyjnym były poprzedzone projektem polegającym na analizie rządowych projektów ustaw. Aby postulować jakieś zmiany w pierwszej kolejności należy dokładnie rozpoznać problem społeczny. To dotyczy również sytuacji, w której postuluje się zmiany dotyczące zasad prowadzenia samego procesu legislacyjnego. Dostępne jest nagranie mojego wystąpienia w czasie konferencji pt. Jakość i otwartość procesu legislacyjnego (grudzień 2014 r.):

Ale przecież niedawno zakończyłem kolejny etap owej kampanii społecznej - było nim tworzenie Systemu Analiz Orzeczeń Sądowych. Tu współpracowałem z Interdyscyplinarnym Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego oraz partnerami z konsorcjum, które uzyskało dofinansowanie z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. W ramach projektu SAOS przygotowaliśmy "proof of concept" - zręby systemu, który agreguje rozproszone orzeczenia sądowe i pozwala na ich analizę. Oczywiście przy okazji natknęliśmy się na szereg problemów. Marna jakość danych publicznych, brak standardów dokumentu elektronicznego orzeczeń, brak standardu anonimizacji i nadmierna anonimizacja, blokowanie obywatelom możliwości pobierania danych o orzeczeniach do ponownego wykorzystania informacji z sektora publicznego, umowy zawierane na wyłączność z wydanictwami (przeczytaj: Historia zmagań Fundacji ePaństwo o dostęp do orzeczeń Sądu Najwyższego - część pierwsza (ePF vs SN #1)).

Rozpoznanie tematu bojem pozwala na formułowanie lepszych tez w dyskusji publicznej. W tej dyskusji dziś mogę powiedzieć - orzeczenia sądowe mogą być narzędziem analityki publicznej i mogą być wykorzystywane w czasie przygotowywania ocen skutków regulacji w procesie legislacyjnym, a to dla zwiększenia jakości prawa. Narzędzia do agregacji orzeczeń oraz ich analizy mogą być skutecznym narzędziem w rękach obywateli, by byli gospodarzami w swoim własnym kraju. Jest jeszcze wiele do zrobienia, muszą w tym uczestniczyć różne agendy państwowe, trzeba poprawić wiele niedociągnięć administracji publicznej, ale to jest do zrobienia.

Analiza cytowań

Jeśli mielibyśmy w państwie jednolity słownik zagadnień, którymi zajmuje się owo państwo i jeśli taki słownik wykorzystywany byłby przy klasyfikacji dokumentów urzędowych (meta dane), jeśli mielibyśmy wdrożone w Polsce zalecenia w sprawie stosowania unikalnych sygnatur, jeśli mielibyśmy zasady anonimizacji i strukturalizacji urzędowych materiałów elektronicznych - narzędzia, które automatycznie pozwalają na analizę funkcjonowania prawa byłyby doskonalsze. Dziś potrafimy bez takich, oczywistych - jakby się wydawało, elementów informatyzacji państwa dokonywać tylko uproszczonej analizy. Ale takie narzędzia są możliwe. Możemy zaprząc technologie informacyjne, by państwo oraz obywatele mieli narzędzia analizy sytuacji. To jest potrzebne, by prawo w Polsce powstawało w oparciu o dowody. Do tego potrzebne są też usprawnienia związane ze strukturalizacją informacji budżetowych.

Dostęp do informacji nie wystarczy. Należy doprowadzić do tego, że obywatele będą mieli pewność prawa, w tym pewność co do tego, że informacje pochodzące od państwa nie są objęte monopolami informacyjnymi. Dlatego ważna jest ochrona domeny publicznej. Zainicjowałem wraz z Jarosławem Lipszycem obchody Dni Domeny Publicznej w Polsce (takie obchody po raz pierwszy zorganizowaliśmy w 2007 roku), ale zwracałem też uwagę na problemy dozwolonego użytku osobistego. Wcześniej w dyskusji o prawie autorskim w Polsce mówienie o dozwolonym użytku w szczególności w internecie, nie było powszechne. Domena publiczna to też dokumenty i materiały urzędowe. Od lat zajmuję się tym zagadnieniem, a łączy się ono ściśle z innymi kampaniami, które prowadzę w ramach kampanii na rzecz demokratycznego państwa prawnego:

Prawo, orzecznictwo i pieniądze publiczne - analiza zależności w tych obszarach jest warunkiem poprawy legislacji w Polsce, warunkiem usprawnienia działania wymiaru sprawiedliwości oraz przeciwdziałania marnowaniu pieniędzy publicznych. Bez narzędzi pozwalających na analizę w tych obszarach jako społeczeństwo jesteśmy ślepi i głusi. Każdy pomysł na "poprawę sytuacji" poszczególnych grup społecznych jest tylko stąpaniem po polu minowym bez mapy. Trzeba mieć mapę i potrafić z niej korzystać.

O tym opowiadałem wczoraj aktywistom, którzy pragną pełniej włączyć się w działania na rzecz dobra wspólnego i na rzecz realizacji racji stanu w Polsce.

Wczoraj wróciłem do Warszawy, by w RDC opowiedzieć o swoim poglądzie na pytania referendalne oraz o wrażeniach z udziału w kampanii wyborczej do Senatu. Nagranie wczorajszego wystąpienia w radio można obejrzeć:

To nie jest tak, że nagle postanowiłem wystartować sobie do Senatu i w związku z tym zacząłem prowadzić kampanię wyborczą. Jest tak, że od kilku lat prowadzę kampanię społeczną na rzecz demokratycznego państwa prawnego, w którym obywatele realizują władzę zwierzchnią. To jest długi marsz. Kampania składa się z całego szeregu projektów i podkampanii. Mandat senatora przydałby mi się do realizacji tych celów, ale udział w kampanii wyborczej to też rodzaj kampanii społecznej. Dzięki temu, że zdecydowałem się na to przedsięwzięcie wiem dziś znacznie więcej na temat "polskiej demokracji w praktyce". To bardzo pouczające doświadczenie. Powinniście spróbować sami. Polecam.

Tymczasem zbieramy podpisy poparcia. Bez zebrania odpowiedniej liczby podpisów z okręgu - moje nazwisko nie pojawi się na karcie do głosowania w dniu 25 października. Stan zebranych podpisów na północ drugiego września to 226 podpisów na dwa tysiące wymaganych. Idzie ciężko, ale twardo gramy dalej. Robię swoje.