Wyborcza układanka i szachy - chodzi o uzyskanie przewagi, nie tylko o poglądy

Piotr Waglowski

Jak pisałem w poprzedniej notatce - mamy 137 podpisów na minimum dwa tysiące potrzebnych i kilka dni na zebranie pozostałych. Zbiórka podpisów to istotny element, by zostać kandydatem. Bez tych podpisów kandydatem się nie jest. Natomiast innym ważnym elementem rozgrywki wyborczej jest konfiguracja innych graczy wyborczych. Jak wiadomo - w okręgu, w którym mam zamiar ubiegać się o mandat senatora, senatorem jest mec. Aleksander Pociej. Pan Aleksander Pociej został senatorem kandydując z list Platformy Obywatelskiej i będzie się z jej list ubiegał o reelekcję. Niestety nie udało mi się przekonać Platformy Obywatelskiej, by nie wystawiała kandydata w moim okręgu. Miałbym poparcie Platformy Obywatelskiej, gdybym kandydował np. przeciwko Panu Borowskiemu. Aby zostać senatorem, poza zbiórką wymaganych podpisów, będę musiał również uzyskać więcej głosów, niż moi konkurencji. Dlatego kluczowe jest to, kto jeszcze w okręgu kandyduje. Być może nawet ważniejsze w tych wyborach jest to, kto w okręgu nie wystawi kandydata.

Pan Paweł Kukiz i Komitet Kukiz'15 nie wystawią najpewniej kandydata do Senatu w okręgu, w którym mam zamiar ubiegać się o mandat. Prawdopodobnie takiego kandydata nie wystawi też Pan Ryszard Petru. Kandydata w moim okręgu najpewniej nie wystawi również partia KORWIN. Być może ze względu na moje republikańskie przekonania oraz ze względu na moje podejście do idei państwa, idei prawa i szacunku dla tradycji narodowej oraz historii. Nie mam oczywiście pewności, że tak będzie, ale tak wynika z rozmów. Być może mogę nawet liczyć na wprost wyrażone poparcie prawicy.

Ale. Wiem, że moją kandydaturę do Senatu popiera Polska Partia Piratów (to prawdopodobnie przez moje zaangażowanie na rzecz dostępu do informacji publicznej). Moją kandydaturę pewnie popierać też będzie partia Demokracja Bezpośrednia (to ze względu na moje zaangażowanie na rzecz partycypacji obywatelskiej). Wreszcie kandydaturę moją może popierać Partia Libertariańska, a to ze względu na prawa i wolności obywatelskie, o które zabiegam od 20 lat.

Tak naprawdę do tej pory nie wiadomo jakiego kandydata w moim okręgu wystawi do Senatu RP Prawo i Sprawiedliwość. Byłoby mi bardzo miło, gdyby partia Prawo i Sprawiedliwość nie wystawiała w moim okręgu kandydata, a raczej by partia ta poparła moją kandydaturę do Senatu. Nie wiemy jednak, jak będzie.

Teoretycznie kandydatów już tam zatwierdzono i w mediach padały trzy nazwiska - żadne z nich nie w kontekście okręgu 45 do Senatu. Wydaje się jednak, że Prawo i Sprawiedliwość ogłosi w środę kandydata z tego okręgu. Bacznie tam śledzą sondaże i widzą w nich, że PiS ma znaczną przewagę nad konkurentami.

Może być jednak i tak, że PiS nie wystawi kandydata. Dlaczego? Dlatego, że w Warszawie Platforma Obywatelska jest silna, a Prawo i Sprawiedliwość słabsza. Aby wygrać w Warszawie z kandydatem PO PiS musiałaby wystawić bardzo silnego kandydata. W przypadku przegranej zaś oznaczać by to musiało, że ów silny kandydat tej partii zostanie bez mandatu. Bo wybory do Senatu odbywają się w jednomandatowym okręgu wyborczym, w którym zwycięzca bierze wszystko.

Dlatego taktycznie Prawo i Sprawiedliwość mogłaby nie wystawiać kandydata i poprzeć moją kandydaturę.

Nie jestem związany z żadną partią. Współpracowałem ze wszystkimi partiami, które działają na scenie politycznej, o ile chciały one działać na rzecz dobra wspólnego, poprawy jakości prawa, zwiększenia wpływu obywateli na proces decyzyjny w państwie. Krytykowałem każdą partię, gdy tego nie robiła. Nie wypowiadam się publicznie na tematy światopoglądowe - uważam, że prawo powinno być tworzone w oparciu o dowody, a więc projekty ustaw wymagają tworzenia ocen skutków regulacji i przeprowadzania konsultacji publicznych. Dlatego też wspieram Ministerstwo Gospodarki, gdy realizuje program Lepsze regulacje, a ministerstwo to w układance koalicyjnej przypadło PSL. Wspieram też Rządowe Centrum Legislacji i Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji. Nawiasem mówiąc: Pan Andrzej Halicki, Minister Administracji i Cyfryzacji, któremu służę radą w Radzie ds Cyfryzacji, będzie ubiegał się o mandat poselski w tym samym okręgu, w którym ja zamierzam zostać senatorem. Zresztą sam Michał Boni, wcześniejszy Minister Administracji i Cyfryzacji, który następnie uzyskał mandat poselski w Parlamencie Europejskim, a to z list Platformy Obywatelskiej, sam mi napisał kiedyś, że to bardzo dobry pomysł, bym startował do Senatu. Co prawda nie wiedział, z którego startowałbym okręgu i raczej nie zachęcałby mnie, gdyby wiedział, że w moim okręgu jest już senator wspierany z PO, ale to miło, że uznał, że do Senatu bym się nadawał.

Wspieram ministrów z PO. I robię to całkowicie szczerze. Dlaczego zatem Prawo i Sprawiedliwość może chcieć mnie popierać w wyborach do Senatu? Być może uzna, że nie będąc związany z żadną partią polityczną nie będę osłabiał pozycji tej partii po wyborach. Ma tu rację, bo ja wspieram ministrów nie dlatego, że są z określonej partii, tylko dlatego, że w ten sposób mogę zabiegać pełniej o moje obywatelskie prawa. A o mandat senatora wystartuję przeciwko kandydatowi PO. Zrobię to nie dlatego, że będę walczył z tą partią, a dlatego, że mam zamiar uzyskać mandat z tego okręgu, w którym się wychowałem. Tak wyszło, że tam senatorem jest kandydat popierany przez PO. Przy czym ja nie będę walczył z nimi, tylko o coś. Prawo i Sprawiedliwość może chcieć to wykorzystać, bo aby to coś uzyskać będę musiał pokonać konkurentów.

Wiele wskazuje na to, że PiS zyska w nowym Parlamencie przewagę. Każdy zatem kandydat partyjnie popierający główną partię konkurencyjną będzie większym zagrożeniem niż kandydat niezależny. Nie wystawiając zatem kandydata i wiedząc, że w Warszawie partia ta ma nieco słabszą pozycję niż konkurencyjna Platforma Obywatelska, a nadto popierając kandydata niezwiązanego z PO, a wręcz deklarującego, że chce pokonać kandydata PO, Prawo i Sprawiedliwość może zagrać na osłabienie przeciwnika i zyskanie potencjalnego sprzymierzeńca w przyszłości.

Ja sam nie wiem, co to prawica i co to lewica. To, z czym idę do tych wyborów nie jest związane z tymi kierunkowymi podziałami. Może się okazać, że moje poglądy podzielają zarówno przedstawiciele nurtów lewicowych, jak i prawicowych. Fascynująca sprawa, bo w tym szaleństwie polaryzacyjnym może dałoby się zhakować system polityczny i zamiast przypisywać się do jednej z kierunkowych opcji dałoby się działać na rzecz zbliżania stanowisk w sprawach istotnych. Zbliżenia stanowisk w celu realizacji racji stanu.

Poparcia lub wystawianie kontrkandydatów w wyborach nie koniecznie jednak związane jest z sympatiami partyjnymi, a głównie wiąże się ze strategią i taktyką przejęcia i utrzymania władzy.

Dlatego może się zdarzyć, że prawica nie będzie miała problemu z kandydatem, którego poprze również lewica, o ile lewica dzięki temu nie zyska przewagi.

A właśnie przeczytałem w Gazecie Wyborczej, w tekście pt. Wybory 2015. Senackie pojedynki w Warszawie i okolicach:

Jak informuje Wierzbicki, komitet poprze dwóch niezależnych kandydatów: eksperta od prawa autorskiego Piotra VaGlę Waglowskiego (Wola, Bemowo) oraz byłego ministra kultury Andrzeja Celińskiego (Ursynów).

Wynika z tego, że moją kandydaturę poparła Zjednoczona Lewica, albo przynajmniej warszawskie SLD. Bardzo mi miło.

Komitet Wyborczy Wyborców Piotra Waglowskiego musi jednak zebrać jeszcze wymagane dwa tysiące podpisów poparcia kandydatury, bym mógł zostać kandydatem do Senatu. Jeśli w najbliższych dniach Prawo i Sprawiedliwość nie wystawi swojego kandydata, a zwolennicy wszystkich partii zdecydują się włączyć w zbiórkę podpisów koniecznych do wystawienia mojej kandydatury - rozgrywka o Senat w okręgu nr 45 w Warszawie odbędzie się pomiędzy p. Pociejem i mną.

Oczywiście też komuś mogą puścić nerwy i wystawi kandydata myśląc, że może jednak nie zbiorę wymaganych dwóch tysięcy podpisów poparcia. No bo głupio byłoby oddać mandat bez walki, a gdyby był tylko jeden kandydat w okręgu, a inni nie zebraliby poparcia wyborców...

Tekst ten napisałem z myślą o tych obywatelach, którzy nadal jeszcze myślą, że akt wyborczy dokonuje się w dniu wyborów. Tak nie jest. Jeśli obywatele nie będą zabiegali o to by aktywnie wspierać swojego kandydata w drodze do spełnienia wyborczych formalności - nie zobaczą go nawet na karcie do głosowania. Jednocześnie zaś w wyborach istotne jest to, jakich kontrakndydatów i gdzie wystawiają inni. Wiedzą oni, jaką siłę mają poszczególne grupy wyborców w poszczególnych okręgach. Wiedzą oni, ilu ludzi nie idzie do wyborów, ilu jest w okręgu emerytów, rencistów, lekarzy, uczniów, piekarzy, hutników, górników, ilu z wyższym wykształceniem, ilu ze średnim, ilu z podstawowym i tak dalej. Wiedzą oni, bo wynika to z wyborczych badań - czego oczekują poszczególne grupy i jakim językiem trzeba mówić do poszczególnych grup oraz która z nich jest najsilniejsza. Wiedząc to można nieco wyborcami zagrać. To taki sam czynnik sukcesu wyborczego, jak inne. To jak w szachach, tylko chodzi o Polskę.

Panu Pociejowi wcześniej już, przez pośrednika przesłałem wyrazy szacunku i niskie ukłony. Uważam, że sposób prowadzenia debaty publicznej jest ważny. Każdy człowiek zasługuje na szacunek. Każdy, kto postanowił aktywnie zabiegać o udział w życiu publicznym zasługuje na szacunek. Każdy, kto w wyborach zyskał blisko 100 tysięcy głosów wyborców zasługuje na szacunek. Będę zatem zabiegał o mandat w wyborach do Senatu z szacunkiem do wszystkich kontrkandydatów. Co nie zmienia faktu, że mam zamiar ten mandat wywalczyć. W jednomandatowych okręgach wyborczych może być tylko jeden zwycięzca, więc wszyscy inni będą musieli przegrać. Tak to działa.