Znów oskarżają o brak rejestracji serwisu internetowego - w kolejnej kadencji trzeba znowelizować Prawo prasowe

Piotr Waglowski w Faktach TVN

W dzisiejszych Faktach TVN poruszono temat oskarżenia p. Adrzeja Radke, prowadzącego serwis WikiDuszniki. Opublikował on wcześniej wideo, w którym widać było wójta Dusznik. Byłego już wójta, bo stracił zaufanie wyborców.

Dzisiejsze Fakty TVN dostępne są online. Ale relacje z procesu, w którym oskarżycielem publicznym jest Policja, można przeczytać na stronie WikiDuszniki: Wiki przed sądem: woropaj skazany na grzywnę.

Czemu wypowiadałem się w tej sprawie w Faktach?

Przez wiele lat śledziłem procesy związane ze stosowaniem przepisów art. 20 i art 45 Prawa prasowego. Przez ostatnie dziesięć lat relacjonowałem sprawy przeciwko Szyciu po przemysku, podobny proces w Bielsku-Białej, proces przeciwko Nowinom, przeciwko Gazecie Bytowskiej i Leszkowi Szymczakowi. Wszędzie powtarza się ten sam schemat. Lokalne media patrzą na ręce lokalnej władzy, a ta, nie mając innych pomysłów, albo chcąc wyjąć gorące kasztany z ogniska rękami policji, oskarża osoby prowadzące serwisy internetowe o naruszenie Prawa prasowego.

Zapomina się o tym, że w 2011 roku Trybunał Konstytucyjny uznał karę za brak rejestracji czasopism za niezgodną z Konstytucją. Co prawda tylko w części, tj. wówczas, gdy chodził o wydawanie czasopisma drukowanego. Trybunał Konstytucyjny uznał wówczas, że w przypadku niespełnienia obowiązku rejestracji wydawania dzienników i czasopism - ustawodawca nie powinien uciekać się do sankcji karnej, która nie jest w tej sytuacji konieczna.

Ja zaś przypominam swoje działania związane z Obserwatorem Konstytucyjnym, gdy - w trybie ustawy o dostępie do informacji publicznej - wniosłem o udostępnienie kopii wniosku o rejestrację serwisu internetowego, w którym opublikowano, bez mojej zgody, artykuł mojego autorstwa. Wówczas okazało się, że Trybunał Konstytucyjny wydawał swoje internetowe "czasopismo" nie spełniając obowiązku rejestracji (por. Co zawiera, a czego nie zawiera, koperta z Trybunału Konstytucyjnego).

Jak pisała niedawno Ewa Siedlecka kreśląc moją sylwetkę kandydata do Senatu dla Gazety Wyborczej:

- W moim serwisie rozważałem konsekwencje złożenia zawiadomienia do prokuratury na niedopełnienie obowiązku rejestracji. Byłem ciekawy, kto właściwie za tego "Obserwatora" odpowiada? Bo prezes TK ma immunitet... Zmierzałem do tego, żeby przegrać z prezesem. Chciałem używać argumentów, których rok wcześniej używała prokuratura wobec redaktora naczelnego "Gazety Bytowskiej", który nie zarejestrował osobno serwisu internetowego tej gazety. Tłem sprawy było to, że to gazeta krytyczna wobec miejscowych władz, które usiłowały ją uciszyć za pomocą procesu karnego. Gdybym przegrał z prezesem TK w sprawie takiego samego "przestępstwa" - niezarejestrowania serwisu internetowego - wykazałbym bezprawność tamtej bytowskiej sprawy - mówi.

Tak. Warto pamiętać, że ustawa Prawo prasowe w art. 2 nadal odwołuje się do konstytucji PRL. Warto pamiętać, że przez ostatnie "25 lat wolności" żaden z premierów nie powołał Rady prasowej, której powołanie wprost z przepisów Prawa prasowego wynika. Wiadomo, że to relikt czasów PRL i w ostatniej takiej radzie byli wojskowi (por. Rada Prasowa przy Prezesie Rady Ministrów i pytanie, czy obywatel może zignorować przepisy o konieczności płacenia podatków).

Warto też pamiętać, że nie wszystkie internetowe serwisy są dziennikiem lub czasopismem, a tylko tych dotyczy ustawowy obowiązek rejestracji (por. Jeszcze raz: nie ma w Polsce ustawowego obowiązku rejestracji "prasy"). Ale skoro obywateli ściga się za realizację wolności pozyskiwania i rozpowszechniania informacji, to pytałem też o rejestrację serwisów internetowych RPO, Prezydenta i Premiera.

Niedawno jeden mój komentarz w serwisie Twitter zwrócił uwagę na istnienie w nowelizowanych przepisach ustawy Prawo o stowarzyszeniach PRL-owskich reliktów: Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa. W kolejnej kadencji należy znowelizować prawo prasowe, by państwo nie zastawiało pułapek na obywateli i by było jasne, że administracja publiczna nie może tworzyć swobie prywatnych mediów (elektronicznych).

Na marginesie nagrywania materiału do Faktów wyszło, że stanowię problem. Gdy pytano mnie o to, czy zgodzę się wypowiedzieć jako ekspert odpowiedziałem, że temat ścigania za brak rejestracji serwisów internetowych jest mi znany i wiele przypadków tego typu w Polsce komentowałem. Odpowiedziałem jednocześnie, że kandyduję do Senatu. Przyjechał dziennikarz z kamerzystą. Nagraliśmy co trzeba i powstało pytanie: no dobrze, to jak pana podpisać. Prawnik, kandydat do Senatu RP - odpowiedziałem. No, ale przecież nie jest to kontekst polityczny, pan tu występuje jako ekspert, więc może tylko "prawnik"?

Otóż wolność słowa jest i zawsze była tematem politycznym. Mówimy o wadliwie działających przepisach ustawy Prawo prasowe, której ruszyć bał się każdy sejm i senat przez owe "25 lat wolności". Jestem prawnikiem. Tak. Niektórzy uważają, że ekspertem w swojej dziedzinie (ja wiem, że mam wiele pytań do otaczającej mnie rzeczywistości, na które wciąż nie znam odpowiedzi). Natomiast jeśli wypowiedzi o przepisach nt. emerytur, o przepisach nt. invitro, nt. związków partnerskich, nt. aborcji mogą być uznawane za wypowiedzi polityczne, to wypowiedź na temat przepisów, które dotyczą każdego polskiego obywatela, każdego, kto dzięki postępowi technologicznemu jest dziś jednocześnie odbiorcą i nadawcą informacji, obywatela, który korzysta z wolności słowa, wolności pozyskiwania i rozpowszechniania informacji - to takie wypowiedzi na temat przepisów o wolności słowa są nawet bardziej polityczne, niż wypowiedzi na temat przepisów, które dotyczą tylko drobnej części społeczeństwa.

I jeszcze jedno - celowo "nie wiem co to blog". To też element dyskusji na temat jednej z propozycji nowelizacji prawa prasowego (por. Dlaczego warto rozmawiać o definicji "bloga", czyli projekt noweli Prawa prasowego trafił na posiedzenie rządu). 8 grudnia 2010 roku wysłano na Radę Ministrów projekt ustawy o zmianie ustawy Prawo prasowe. Autor poejtektu uznał za celowe, by jednak pojęcie "blog" w projekcie występowało i było negatywnym elementem definicji prasy (prasa nie są blogi). W ten sposób próbowano definiować nieznane przez nieznane. Klasyczny błąd. Mimo wcześniejszej krytyki takiej praktyki prawodawczej projekt trafił "na rząd". Od tamtego czasu nie wiem, co to blog i protestuję, gdy mnie ktoś przedstawia jako blogera. Fakty TVN jednak tak mnie podpisały.

Państwo nie może zastawiać pułapek na obywateli. Gwarancją tego musi być właściwie przeprowadzony proces legislacyjny, w którym ważną rolę odgrywają konsultacje publiczne i rzetelnie przygotowana ocena wpływu (Ocena Skutków Regulacji) przygotowanej nowelizacji. Nie ma na skróty.