Dopiero od dziś jestem kandydatem do Senatu Rzeczypospolitej Polskiej

nagłówek protokołu rejestracji kandydata

Ponad dwa lata temu zapowiedziałem zamiar kandydowania do Senatu. Było to w kwietniu 2013 roku, przy okazji informacji, że minister Michał Boni rozważa start w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Wcześniej powstało ministerstwo, którego skrót nazwy miał nawiązywać do imienia Pana Ministra. Społecznie siedziałem długie godziny w ministerstwie i pracowałem nad ustawami: o świadczeniu usług drogą elektroniczną, o ponownym wykorzystaniu informacji z sektora publicznego, o zbiórkach publicznych i paru innymi. Było tak, co p. Michał Boni, dziś eurodeputowany, pewnie potwierdzi, że od 8 rano do wieczora siedziałem na spotkaniach razem z ministrem. Dzień w dzień, przez cały tydzień, potem kolejny. Różnica była taka, że ja siedziałem tam społecznie, a reszta brała kasę. I nagle w środku tego wszystkiego, w środku tych wszystkich prac, w środku rozgrzebanych i niedokończonych tematów, dowiedziałem się o tym, że minister Boni zamierza startować do Parlamentu Europejskiego. Ja wówczas zapowiedziałem, że w takim razie będę kandydował do Senatu RP. Dziś, gdy zostałem już formalnie zarejestrowany jako kandydat w wyborach do Senatu RP, mogę powiedzieć, że tamtego słowa dotrzymałem.

"Godłem Rzeczypospolitej Polskiej jest wizerunek orła białego w koronie w czerwonym polu" - art. 28 ust. 1 Konstytucji RP. Tymczasem na protokole rejestracji kandydata na senatora umieszczono coś takiego:

Orzeł w nagłówku protokołu

No i jak nasze państwo buduje więź między obywatelami, a symbolami reprezentującymi wspólnotę? I to w wyborach powszechnych, w czasie "święta demokracji".

Wiele tematowi symboli państwowych poświęciłem notatek w serwisie prawo.vagla.pl. Jest tam nawet specjalny dział temu zagadnieniu poświęcony. Widać co chciała tu zrobić Komisja Wyborcza. Chciała zastosować przepisy ustawy o godle, barwach i hymnie Rzeczypospolitej Polskiej oraz o pieczęciach państwowych, a konkretnie tych, wedle których wizerunku orła ustalonego dla godła używają m.in. organy władzy państwowej. Tyle, że to, co jest w nagłówku Okręgowej Komisji Wyborczej (a i to, co jest na stronach internetowych Państwowej Komisji Wyborczej), to nie jest "wizerunek orła ustalonego dla godła". Bo i być nie może. Orzeł Biały, który stanowi (wraz z tarczą) "godło" Rzeczypospolitej Polskiej i który jest w załączniku do stosownej ustawy, nie nadaje się do stosowania w takim celu. Żaden Sejm, żaden Senat nie podjął tego zagadnienia. Konstytucja błędnie nazywa "godłem" herb. W heraldyce godłem jest to, co na tarczy, a to co na tarczy wraz z tarczą jest herbem właśnie. Kiedy w październiku 2011 roku pisałem petycję do Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej w sprawie podjęcia działań związanych ze stworzeniem w Polsce księgi znaków państwowych i wnosząc o nieorganizowanie w Kancelarii Prezydenta RP konkursu na logo Kancelarii Prezydenta oraz konkursu na logo Prezydenta RP, pisałem też:

Stosowanie oznaczeń innych niż godło państwa tworzy miejsce dla wewnętrznej konkurencji instytucji publicznych, wspiera partykularyzmy, tworzy „państwa w państwie”, sprzyja sygnalizowanej w mediach „wojnie polsko-polskiej”. Ministerstwa oznaczone różnymi „logo” nie wydają się być częścią jednolitej Rady Ministrów. Tego typu sytuacja sprzyja pogłębiającej się resortowości. Uzbrojone we własne „znaki” instytucje walczą między sobą, zamiast wspólnie - jako emanacja państwa - działać na rzecz dobra obywateli.

Skrajnym bodaj przykładem chaosu stosowania symboli narodowych jest promowanie na stronach internetowych Ambasady RP w Buenos Aires plakatów tamtejszej Polonii, zachęcających do wzięcia udziału w obchodach świąt narodowych. Ambasada ta nie reaguje na fakt, że orzeł wykorzystywany przez Polonię to w istocie orzeł z niemieckiego herbu Franfurtu nad Menem. Umieszczając go na stronach internetowych ambasada taki znak wręcz promuje. Sama Ambasada wielokrotnie posługiwała się w charakterze godła RP orłem czarnym, o koronie tak zmodyfikowanej, że bardziej przypomina czapkę stańczyka, w całości zaś stanowiącym karykaturę Orła Białego.

Jestem teraz kandydatem do Senatu RP, ale jestem przede wszystkim obywatelem. Zgodnie z ustawą: otaczanie symboli Rzeczypospolitej czcią i szacunkiem jest prawem i obowiązkiem każdego obywatela Rzeczypospolitej Polskiej oraz wszystkich organów państwowych, instytucji i organizacji. No i to, co umieszczono w nagłówku protokołu rejestracji kandydata na senatora narusza moje prawa obywatelskie. Tak uważam.

Cóż. Odpowiedzi na pismo do Prezydenta RP wówczas się nie doczekałem. Ponoć zgubili je w Kancelarii (mam swoją kopię z prezentatą, że wpłynęło). Trzeba było wspierać prace senackie nad ustawą o petycjach, by obywatele w ich własnym państwie nie byli ignorowani. Ustawa powstała i weszła w życie, chociaż "nie ma zębów". Skoro wykorzystałem inne drogi zabiegania o tak podstawowe prawa obywatelskie, to w przypadku uzyskania mandatu senatorskiego temat symboli państwowych będę drążył od środka Parlamentu.

Tak. Jestem w końcu kandydatem do Senatu. Nareszcie mogę korzystać ze swojego biernego prawa wyborczego. Dopiero teraz.

Etap ósmy - przyjęcie kandydatury

Osobiście pełnomocnik zgłosił kandydata, nie muszę być lustrowany, nie chcę być oznaczany nazwą partii lub skrótem, nie zgłaszam poparć, ale zgadzam się na kandydowanie.

Pierwsza strona protokołu

Co do kandydata: Piotr Waglowski, prawnik, zamieszkały w Warszawie, nie należy do partii politycznych. Poniżej podpisy.

Druga strona protokołu

Na stronie internetowej Państwowej Komisji Wyborczej możecie Państwo znaleźć informacje, że poza mną w okręgu 45 do Senatu RP zgłoszeni zostali również p. Krzysztof Bielecki, lekarz (nie należy do partii politycznej, ale - jak rozumiem, prof. Bielecki jest kandydatem partii Prawo i Sprawiedliwość), oraz p. Aleksander Pociej, adwokat (również nie należy do partii politycznej, ale - jak rozumiem - mecenas Pociej jest kandydatem Platformy Obywatelskiej). Ja jestem trzeci na tej liście. Wstrzymywałem się z notatką, bo wiem, że w moim okręgu podpisy zbierała również p. Anna Kalata. Nie wiem, czy udało Jej się zebrać wymaganą liczbę podpisów poparcia, by móc skorzystać z biernego prawa wyborczego. Jutro będzie wiadomo, a notatkę niniejszą powinienem opublikować dziś.

Screenshot serwisu PKW z kandydatami do Senatu w okręgu 45

Obu moim konkurentom już wcześniej, przez pośredników, składałem wyrazy szacunku i niskie ukłony. Chociaż ktoś może uznać mnie za dziwaka - nie walczę z nimi, ale walczę w tych wyborach o coś. Konkurentom należy się szacunek. Postanowili stanąć do wyborów. Są aktywnymi obywatelami popieranymi przez innych aktywnych obywateli. Moje zadanie polega na tym, by uzyskać mandat, nie zaś by zrezygnować z zasad debaty publicznej.

To, że na tej warszawskiej liście kandydatów PKW są (dziś) tylko trzy nazwiska musi zastanawiać. Czyżby nikt inny nie chciał zostać senatorem? Bycie senatorem to przecież zaszczyt. Ponoć parlament to władza i pieniądze, a również splendor. Dlaczego tak mało ludzi ubiega się o ten zaszczyt?

Uważam, że próg wejścia na kartę wyborczą jest zbyt wysoki, co oznacza, że bierne prawo wyborcze polskich obywateli jest często jedynie iluzją. Przepisy konstytucyjne nie dają wszystkim obywatelom biernego prawa wyborczego (ograniczają je wiekiem kandydatów), ale dodatkowo stwierdzają, że prawo zgłaszania kandydata mają obywatele (w liczbie mnogiej). W efekcie stworzono w ustawie Kodeks wyborczy mechanizm, który premiuje partie polityczne w wyborach. Dlatego właśnie "niezależni kandydaci" nie startują zwykle w wyborach. Nie dają rady zebrać tej wyśrubowanej, kolosalnej, w sumie, liczby podpisów poparcia. Takie, pośrednie ograniczenie biernego prawa wyborczego nie ma, jak uważam, uzasadnienia w konstytucyjnych możliwościach ograniczenia konstytucyjnych wolności i praw na podstawie art. 31 ust. 3 Konstytucji. No, bo który niby przypadek tam wymieniony zachodzi, by ograniczyć bierne prawo wyborcze? Porządek publiczny? Nie uważam. Mamy zatem naruszenie art. 3 protokołu dodatkowego do Europejskiej Konwencji Praw Człowieka w Polsce. Sam system zbiórki podpisów na formularzach wyborczych stanowi zagrożenie dla prywatności obywateli-wyborców na masową skalę. Stanowi też przyczynę patologii (pozyskiwanie danych obywateli od różnych pośredników, jak np. firmy ubezpieczeniowe, przychodnie lub dane z komisji wyborczych, względnie zebrane podpisy podczas wcześniejszych wyborów).

Kodeks wyborczy rozłazi się w rękach, gdy ktoś próbuje go stosować w praktyce. Kodeks wyborczy jest pisany przez partie dla partii, nie dla obywateli chcących skorzystać z biernego prawa wyborczego. Będąc już kandydatem w wyborach do Senatu, startując w najtrudniejszym pod względem zbiórki podpisów poparcia okręgu wyborczym w Polsce, ośmielę się nawet powiedzieć, że ustawa Kodeks wyborczy nie tylko jest bublem prawnym, ale jest wręcz antyobywatelska.

PS
Jestem już zarejestrowanym kandydatem na Senatora, ale ze względu na ochronę prywatności wyborców (zostawili przecież na kartach masę swoich danych) zbieramy dalej te karty, które były podpisane i przekazane ludziom w terenie, a nie zdążyły spłynąć do sztabu przed składaniem dokumentów do Komisji Wyborczej. Jak wynika z obliczeń do tej chwili zebraliśmy 2795 podpisów i ich liczba rośnie.