Zbliża się chwila prawdy

1385 podpisów w sztabie na ul. Miłej

Czy uda nam się zebrać przynajmniej dwa tysiące podpisów? Jeśli się nie uda - moje nazwisko nie pojawi się na karcie do głosowania w czasie wyborów, które odbędą się 25 października. Jeśli nie uzbieram przynajmniej dwóch tysięcy podpisów okaże się, że nawet nie zostałem kandydatem do Senatu. Mamy dziś w sztabie zebranych 1385 podpisów, co stanowi 69,25% ustawowego wymogu dla zgłoszenia kandydata. Takie skojarzenie od razu mi się nasunęło: 1385 rok - Bisztynek otrzymał prawa miejskie. Mamy 3 dni nie tylko, by w tym odliczaniu "wyjść ze średniowiecza", a nawet "dotrzeć do współczesności", ale aby wybiec w przyszłość (trzeba zebrać z nadwyżką, aby zabezpieczyć się na wypadek, gdy PKW zakwestionuje jakieś podpisy). Da się to zrobić tylko wówczas, gdy w zbiórkę na tej ostatniej prostej włączy się więcej ludzi. Jest ciężko. Jest bardzo ciężko.

A kampania wyborcza boryka się stale z problemem polaryzacji. Jeden tylko cytat przywołam z dzisiejszych rozmów z wyborcami. Jeden z nich stwierdził: "Tu nie ma polaryzacji. Albo jest się za aborcją albo przeciwko". Tak więc jest coś do zrobienia w sferze debaty publicznej. W szczególności to, by ludzie dostrzegali polaryzację tam, gdzie ona się objawia.

Koncert Romka Roczenia

Wczoraj w Tawernie Korsarz na warszawskiej Woli odbył się koncert Romka Roczenia. Bardzo mu dziękuję za to, że - chociaż wcale nie musiał - postanowił włączyć się we wsparcie mojej kampanii i w czasie swojego występu opowiadał nieco o naszych wspólnych działaniach dotyczących zwiększenia dostępności do informacji. Kampania wyborcza to czas, w którym poznaje się ludzi. Również tych, których znało się od lat. To bardzo cenne doświadczenie.

Tymczasem dziś zbierałem podpisy w Ursusie.

Piotr Waglowski w Ursusie

Jak widać - sztab zrobił dla mnie taką specjalną tablicę reklamową. "To pan! Tak, to ja." Trochę dzisiaj wiało. Chodzenie po mieście z taką tablicą przysparza wrażeń. W kociokwiku kampanii wyborczej przychodzą człowiekowi do głowy dziwne myśli. Na przykład wymyśla nowe dyscypliny sportowe. Rozważmy taki vote-surfing - latanie na wyborczym bannerze...

Zbierając podpisy wraz z innymi danymi, można się zorientować, ile lat ma podpisujący się. Dziś rozmawiałem z panem, który urodził się w 1933 roku. "Moje pokolenie musi wymrzeć, by się w tym kraju coś zmieniło" - powiedział. A ja sobie myślę, że może da się zmienić coś wcześniej. Sam nie dam rady, ale wspólnie...

Walczymy do końca. Jutro liczymy podpisy w sztabie. Zbieramy to, co jest u wolontariuszy, wszystko co jest w punktach, do których odsyłaliśmy w toku zbiórki. To nie jest tak, że z tych punktów wcześniej nie podejmowaliśmy zostawionych tam podpisów, ale teraz jest ten czas, w którym sięgamy po ostatnie rezerwy, podliczamy to, co mamy. Zbieramy do końca, ale jeśli chcesz pomóc w tym, by nazwisko "Piotr Waglowski" znalazło się na karcie wyborczej w nadchodzących wyborach do Senatu RP - to jest ten moment, by zebrać podpisy od członków rodziny, od sąsiadów, znajomych. Każdy z nich ma znaczenie.

PS.

Z niektórych komentarzy (Facebook, Twitter) wynika, że ich autorzy przypuszczają, że mamy tu w sztabie całą armię wolontariuszy. Komentatorzy podpowiadają, gdzie powinniśmy ich posłać, by uzbierać więcej podpisów. Tymczasem nas tu zbiera raptem 5-7 osób. Tak więc teraz potrzebujemy nie tyle podpowiedzi: gdzie należy zbierać podpisy (bo te wszystkie potencjalne miejsca to my znamy), to, czego potrzebujemy teraz najbardziej, to wsparcia osobowego. Mobilizacji ludzkiej. W ciągu godziny, przy pewnym szczęściu (które nie zawsze się zdarza), jeden wolontariusz może zebrać 10 podpisów. Przy takim samym szczęściu - pięciu wolontariuszy zbierze w godzinę 50 podpisów. Do dwóch tysięcy brakuje 615 podpisów. Zostało trzy dni.