O referendum i pytaniu o finansowanie partii politycznych z budżetu

Cover tekstu o pytaniach referendalnych w Najwyższym Czasie

Jest taka zabawa, w której przykłada się czoło do opartego na ziemi kijka i biega się dookoła niego. Po kilku okrążeniach trzeba pobiec do wyznaczonego punktu. Błędnik wysiada, więc zażywający rozrywki w istocie daje ją innym: patrzą oni, jak jest zdezorientowany, jak zatacza się i pada. Najbliższe referendum to taki kijek postawiony przez wyborczy sztab Prezydenta Komorowskiego. Obywatele biegają teraz dookoła niego. W dniu wyborów mają dobiec do wyznaczonego punktu. Gotowy jest też i drugi kijek referendalny.

We wrześniowym referendum ma paść pytanie: Czy jest Pani/Pan za utrzymaniem dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa? Pytanie jest wadliwie skonstruowane. Odpowiedź twierdząca lub przecząca nie pozwala obywatelom na wypowiedzenie się na temat kierunku, w którym oczekują oni zmiany. W tym sensie pytanie to jest elementem "kpiny z obywateli". Zresztą kpiną z obywateli jest już samo w sobie używanie referendów do wyborczej walki. Obywatele są w tej rozgrywce nie podmiotem, który sprawuje - wedle art. 4 Konstytucji RP - władzę zwierzchnią w Rzeczypospolitej, co przedmiotem rozgrywki.

Moim zdaniem partie generalnie powinny być finansowane ze składek członkowskich: w końcu to dobrowolne zrzeszenie ludzi, którzy chcą przejąć lub utrzymać władzę. Ilu jest członków wszystkich partii politycznych w Polsce? Dwieście tysięcy? Ilu jest obywateli Rzeczypospolitej Polskiej? Ilu z nich płaci podatki, które mają być potem transferowane do partii mających realizować statutowe cele (interesy) zrzeszonych w nich ludzi? Masa płaci na to, by garstka realizowała swój interes. Należy raczej stworzyć mechanizmy, które premiować będą tworzenie partii powszechnych. Takich partii, które realnie biorą udział w debacie na temat rzeczywistych problemów społecznych, nie zaś tylko walą się dechą między sobą.

Dopuszczam jednak finansowanie z budżetu w przypadku sukcesu wyborczego partii. W ramach pewnej premii za aktywność. Finansowanie budżetowe powinno mieć limity. Przede wszystkim jednak finansowanie budżetowe musi rodzić obowiązek przejrzystości finansów partii.

Po co finansowanie budżetowe? Już widzę zarzuty, że jestem zwolennikiem rozdawnictwa publicznych pieniędzy. Te "publiczne" pieniądze to są moje pieniądze. Jestem obywatelem, podmiotem w państwie, płacę podatki. Dopuszczając finansowanie budżetowe partii politycznych w przypadku ich sukcesu wyborczego traktuję to jako pewnego rodzaju narzędzie. Bez zaangażowania pieniądza publicznego nie ma podstawy aksjologicznej, by stawiać postulat o przejrzystości finansów partii politycznych. Bo jeśli finansowane byłyby tylko "własnym przemysłem", to takie organizacje są "prywatne". Nie podstawy, by grzebać w finansach "prywatnych" organizacji.

Dzisiaj, chociaż są przepisy dotyczące dostępu do informacji publicznej, partie (w tym wszystkie, które znalazły się w Sejmie) nie stosują tych przepisów. Obywatele zaś wygrywają z partiami przed sądami administracyjnymi. Nie ma zatem spełnionego postulatu, dla którego wprowadzono finansowanie z budżetu, czyli nie ma przejrzystości finansów partii, która właściwie jest podstawowym narzędziem walki z korupcją.

Dlatego problemem, który należy rozwiązać w pierwszej kolejności, pytaniem, wokół którego powinna toczyć się debata publiczna, jest pytanie o to, co należy zrobić, by partie polityczne zdobywające mandaty w Sejmie były przejrzyste. Jak zmusić je do tego, by obywatele mogli w ich BIP-ach, urzędowych publikatorach, przeczytać na co, kiedy i ile pieniędzy publicznych wydały.

W czasie niedawnej kampanii wyborczej na urząd prezydenta udało mi się "wrzucić" do telewizyjnej debaty pytanie o to, czy sztaby kandydatów i partie kandydatów popierające, jeszcze przed drugą turą opublikują w swoich BIP-ach wykazy umów (przeczytaj: Proobywatelskość kandydatów na prezydenta? Oto prosty test szczerości. oraz Debata prezydencka w Światowy Dzień Społeczeństwa Informacyjnego i historia jednego pytania). Kandydaci oczywiście nie mieli nic przeciwko takiemu pomysłowi, ale wykazów umów nie opublikowali.

Obywatele kręcą się dookoła postawionego im w pytaniu referendalnym kijka. Ale przejrzystość finansowania partii, przejrzystość działania państwa - to jest podstawowy problem. Bez tego nie będzie społeczeństwa obywatelskiego, bez tego obywatele nie będą gospodarzami we własnym kraju.

Plan jest taki, że finanse Komitetu Wyborczego Wyborców Piotra Waglowskiego będą przejrzyste. W tych wyborach chcemy pokazać, że to jest możliwe. A jeśli jest możliwe, to obywatele mogą domagać się przejrzystości od innych startujących w wyborach.

Na obrazku zaś zdjęcie aktualnego wydania "Najwyższego czasu!" (nr podwójny, 35-36). Ten konserwatywno liberalny tygodnik przepytał mnie niedawno o pogląd na temat referendalnego pytania i na temat poglądu na finansowanie partii politycznych z budżetu. Pierwszy raz bodaj "NCz!" mnie przepytuje.