Niechęć przed kandydowaniem a strach i odwaga

Wycięta dynia

Jednym z elementów mojego kandydowania w niedawnych wyborach, poza oczywiście zamiarem zdobycia mandatu, była chęć identyfikowania i badania różnych zjawisk społecznych, procesów związanych ze stosowania prawa wyborczego czy postaw ludzi. W związku ze startem gratulowano mi odwagi. Skoro gratulują mi odwagi, to pytanie, czy istnieje bariera lęku na drodze do udziału w społeczeństwie obywatelskim...

Jeśli chodzi o moją sytuację, to ja startowałem i kandydowałem bez lęku. Dokładnie wiedziałem co i jak chcę zrobić. Wynik wyborów, a właściwie efekt w postaci zdobycia mandatu, nie miał najistotniejszego znaczenia. Natomiast zastanawia mnie to, co mi ludzie w kontekście kandydowania mówili. To, w jaki sposób sygnalizowali swoje obawy i lęki. To mnie popchnęło do napisania tej notatki.

Kiedy wystartowałem w wyborach kilka osób gratulowało mi odwagi. Ostatnio też dostałem gratulacje już po ogłoszeniu wyników i tam też pojawiły się gratulacje w związku z odwagą. W czasie kampanii zaś rozmawiałem z kilkoma osobami, dość znanymi, ale ich tożsamość nie ma tu teraz znaczenia, i tam padło takie zdanie, że one bałyby się wystartować w wyborach, bo by się bały przegrać. Szybko też sobie uświadomiłem, że w jednym z pierwszych tekstów o moim kandydowaniu zeznawałem dziennikarzom, że "koledzy mi mówili, że szkoda, żebym się zmarnował", bo - taki był kontekst - biorąc udział w wyborach potencjalnie mogę stracić wszystko, co wypracowywałem przez ostatnie 20 lat. Koledzy obawiali się, czy po przegranych wyborach będę mógł skutecznie działać w sprawach, które dla nich i dla mnie są istotne.

Mam wrażenie, że biorąc udział w wyborach niczego nie straciłem. Zyskałem nowe doświadczenia, a - jak mówi mi rodzina - nie przyniosłem jej wstydu.

Niemniej właśnie uświadomiłem sobie, że może ów lęk, strach, czy inny rodzaj obawy, jest jakimś istotnym elementem niebrania udziału w wyborach w roli kandydata.

Może to być lęk przed porażką. Ktoś, kto ma jakąś pozycję w świecie politycznym, gospodarczym, czy naukowym nagle - poddając się weryfikacji wyborców - może nie wygrać, a więc - taki może być tego odbiór - w istocie nie jest takim człowiekiem sukcesu, jak może chciałby, aby ludzie o nim myśleli.

Inny lęk to może taki, jak w powiedzeniu (tu ugrzecznionym), że nie da się wejść w błoto, by sobie nogi nie ubrudzić. A więc lęk przed ubabraniem się, połączony z chęcią pozostania czystym, ale z boku.

Inny jeszcze rodzaj lęku, to może strach przed odpowiedzialnością. Że oto w przypadku wygranej będzie się ponosiło odpowiedzialność za decyzje, a te przecież dotyczą wielu różnych spraw, nie zawsze w dziedzinie, która leży w centrum zainteresowania danego kandydata.

Innym rodzajem lęku jest pewnie lęk przed nieznajomością procedur wyborczych. Być może system wyborczy jawi się, jako skomplikowany. Aby wziąć udział w procesie wyborczym należy płynnie poruszać się w gąszczu przepisów, procedur, wypełniać wymogi formalne. Być może wiele osób nie decyduje się na udział w wyborach w roli kandydatów ze względu na lęk przed samym systemem wyborczym.

Zaczynam o tym rozmawiać. Sugerują mi koledzy, że może badając lęk przed wzięciem udziału w wyborach w roli kandydata i badając lęk przed rozpoczęciem działalności gospodarczej, można by znaleźć punkty wspólne. Przedsiębiorczy ludzie podejmują działanie nawet gdy wynik jest niepewny, a działanie ryzykowne.

Kolejny rodzaj lęku, który pojawia się w komentarzach na ten temat, to lęk przed składaniem oświadczenia majątkowego. Ludzie sukcesu nie chcą być za sukces wytykani. To samo może chyba dotyczyć ludzi niemajętnych. Oni też - w przypadku wygranej - musieliby odrzeć się z prywatności również w zakresie, który dotyczy ich majątku.

Jeśli mowa o lęku związanym z prywatnością, to pewnie pojawia się też lęk przed poddaniem się ocenie w ogólności. Bo przecież kandydując odsłaniamy się. Dziennikarze (zostawmy na chwilę marną jakość debaty publicznej) może zechcą przeanalizować najdrobniejszy nasz pogląd, albo historię życia, relacje. Może nie wszystko chcielibyśmy ujawniać, pokazywać, a kandydowanie i potencjalne zainteresowanie opinii publicznej daną osobą stawia taką osobę w samym centrum "światła" reflektora. Widać w nim, w sposób czasem przerysowany ze względu na ostrość "światła", niedociągnięcia, niespójności, braki.

W każdym z tych przypadków decyzja o kandydowaniu jest swoistym "wyjściem ze sfery komfortu".

Z perspektywy socjologii prawa to chyba interesujący temat. Bo przecież można stworzyć procedury, proklamować prawa wyborcze, a lęki i obawy sprawią, że obywatele nie będą chcieli z takich praw i procedur korzystać.

Zastanawiam się, jakimi metodami można by zbadać ów lęk, strach, czy odwagę w kontekście społeczeństwa obywatelskiego.

PS
Komentarz dr Marcina Wiszowatego po lekturze tekstu:

Lęk jako źródło deformacji wyborczej? To byłaby teza rewolucyjna, bo deformację wiązano dotąd z wyborcami, a nie kandydatami.

Tak. Tak mogą wyglądać badania action research w praktyce.