"Gazeta Finansowa" przypomina dziś o moim zaangażowaniu w wyświetlenie akcji "Orzeł może"
Dziś "Gazeta Finansowa" była uprzejma przypomnieć swoim czytelnikom moją rolę w ujawnianiu kulis organizacji akcji "Orzeł może", która to akcja w 2013 roku zaścieliła z wojskowych śmigłowców połowę Warszawy ulotkami w kolorach radiowej Trójki (właściwie, to były to ulotki radiowej Trójki i Gazety Wyborczej). Był tam i czekoladowy orzeł i patronat Prezydenta RP. Rzeczywiście moje działania doprowadziły wówczas do tego, że jedna z organizacji uwikłanych w tamte marketingowe akcje zwróciła 100 tysięcy złotych do Narodowego Centrum Kultury. Zachowałem sobie jedną z ulotek z tamtego czasu (długo jeszcze po tej zrzutce leżały po zaułkach, na gzymsach i dachach). Na wszelki wypadek, gdyby ktoś zapomniał o tamtych dniach.
Generalnie zachęcam do lektury tekstów na temat tamtych wydarzeń, jak np.: Zadanie lotnicze "Orzeł może", czyli o śmigłowcach Sił Zbrojnych RP zrzucających ulotki Trójki i Gazety Wyborczej, O motywach stojących za akcją "Orzeł może", Umorzenie śledztwa w sprawie akcji "Orzeł może" czy Orzeł może i 100 tysięcy i "Orzeł może": Fundacja wycofała się z dofinansowania z Narodowego Centrum Kultury. Jest tego więcej, ale nie będę tu wszystkiego wklejał.
W tekście Centrum lansu i fajansu "Gazeta Finansowa" pisze m.in.:
(...)
Akcja promująca „nowoczesny patriotyzm” spotkała się z falą krytyki, a czekoladowy orzeł został symbolem kiczu. Zabawa prywatnej gazety i państwowej rozgłośni NCK dofinansowały kwotą 100 tys. zł. Bardziej zastanawiająca od samej kwoty jest historia ujawnienia faktu, kto stał za dofinansowaniem festynu byłego prezydenta. Sprawą zajmował się znany prawnik Piotr „VaGla” Waglowski. W swoich artykułach opisywał jak logo i informacja o tym, że „Orzeł Może” był finansowany przez NCK, pierwotnie niepodana do publicznej wiadomości na stronie internetowej wydarzenia. Dopiero po zainteresowaniu się przez media sprawą stosowne informacje zostały opublikowane.
(...)
Tu napiszę jedynie, że Narodowe Centrum Kultury błyskawicznie - po złożeniu przeze mnie wniosku o dostęp do informacji - przekazało informacje, o które wnioskowałem. Nie miałem żadnych zastrzeżeń do NCK. Informacje dostałem bodaj po 20 minutach od wysłania maila. To dzięki tej informacji mogłem naświetlić kwestie zasad potencjalnego finansowania tej "prezydenckiej" akcji. Dodam też, że to ja po prostu publikowałem wydobywane "krzyżowo" kwity z Ministerstwa Obrony Narodowej i Kancelarii Prezydenta. Inne media, cóż...
Wiem już z NCK, że będą wysyłali do "Gazety Finansowej" sprostowanie dotyczące tego artykułu, a co do wcześniejszych tekstów pewnie też skierują pozew do sądu. No, ale w NCK nie kwestionują przy tym wcale tego, że mi tak szybko i bezproblemowo udzielili wtedy informacji publicznej, realizując mój wniosek o dostęp do informacji publicznej.
Dzięki narzędziom dostępu do informacji publicznej każdy obywatel może doprowadzić do tego, że publiczne pieniądze nie będą marnowane.
A przyglądałem się wówczas akcji "Orzeł może", bo znacznie wcześniej zabiegałem o to, by w Rzeczypospolitej Polskiej szanowane były zasady stosowania herbu RP w instytucjach publicznych. Potrzebna jest księga znaku narodowego, by na każdym urzędzie, a nawet na każdym jego rogu, nie wisiał inny znak. Dzięki temu, że tego godła się nie szanuje i nie stosuje, a w to miejsce stosuje się wszelkiego rodzaju loga, to urzędy nie reprezentują jednolitego państwa przed obywatelami, tylko działają niczym konkurujące ze sobą udzielne księstewka. Więcej o tym w tekstach zebranych w kategorii symbole narodowe w prowadzonym przeze mnie serwisie prawo.vagla.pl.
A ulotkę położyłem na Gęsiareczce.